Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi chodzić na ryby z taczką. Ten sprzęt raczej kojarzył mi się z angielskim, parkowym stylem łowienia. Jednak jak to mówią życie zaskakuje.

Kilka lat temu przeprowadziłem się do Tychów i pod nosem mam bardzo ciekawe łowisko, jakim są Paprocany. Łowisko ma jednak pewną dużą wadę, najprościej mówiąc, nigdzie nie da się podjechać samochodem. W związku z tym po kilku próbach przeniesienia sprzętu lub przewiezienia małym wózkiem poddałem się. To znaczy nie zrezygnowałem z łowiska, ale podjąłem decyzję o zakupie taczki.

Musiałem solidnie się nagłowić jaki sprzęt sprosta moim wymaganiom. Na początek zrobiłem listę potrzebnych na zasiadce rzeczy i zsumowałem ich wagę. W zależności od tego czy był to szybki wypad czy kilkudniowa zasiada waga sprzętu wahała się od 40 do 90 kg. W związku z tym zacząłem szukać taczki o nośności około setki. Ponadto zależało mi na łatwej i kompaktowej możliwości spakowania jej do samochodu. Po kilku dniach poszukiwań wybrałem taczkę z Decathlonu.

Proszę się nie śmiać!

Naprawdę po roku użytkowania i przewiezieniu kilkuset kilogramów sprzętu z czystym sumieniem mogę ją polecić. Standardowo od samochodu do łowiska mam 800-1100 metrów w jedną stronę. Spory kawałek, a jak napisałem powyżej ładunku jest naprawdę dużo. Do podstawowych zalet tej taczki mogę zaliczyć:

– łatwość składania

– możliwość regulacji długości

– relatywnie mała waga

– dwa koła z przodu

Ostatni punkt jest na serio przydatny. Podczas ostatniej zasiadki mój kompan miał inny sprzęt sygnowany znanym karpiowym logo i pomimo kilku fajnych rozwiązań, takich jak: możliwości spakowania klamotów do sakw, posiadał tylko jedno koło. Opiszę to obrazowo – w drodze na miejscówkę kolega chodził z tą taczką jak pijany. Rzucało go na boki i trudno było mu ujść dłuższy odcinek. Ja pomimo większego ładunku nie miałem tego problemu, bo całość oparta była na dwóch kołach.

Podsumowując: polecam – jak dla mnie w tych pieniądzach, będzie bardzo trudno dostać coś lepszego.